Ontologizacja i hipostazowanie zła w filozofii Kanta i Tischnera



W przeciwieństwie do dzieł o innym charakterze, książka filozoficzna zawiera zazwyczaj elementy trzech zadań, jakie filozof, przystępując do zadanego sobie tematu, powinien wykonać. Są to zadania ekspozycyjne, interpretacyjne oraz interwencyjne; odpowiednio do proporcji między tymi zadaniami, można wyróżnić trzy zasadnicze sposoby pisania, którym można przypisać analogiczne nazwy. Dzieło akademickie winno z zasady koncentrować się na pracy ekspozycyjnej i interpretacyjnej; ewentualnych sprawczych efektów interwencyjnych oczekiwać należy głównie po recepcji jego treści.  
Wzmianka o tej sprawie jest uzasadniona z dwóch powodów. Pierwszy to ten, że w swojej książce poświęconej filozofii Immanuela Kanta i Józefa Tischnera[1], Aleksander Bobko postępuje zgodnie z zasadą obowiązującą pisarza akademickiego, ograniczając się zasadniczo do zadania ekspozycyjnego i interpretacyjnego. Drugi powód ma związek z tym, że jeden z bohaterów jego książki, Tischner, w swoich pracach akademickich nie wahał się przed posługiwaniem się silną poetyką interwencyjną, do czego skłaniało go zapewne – w pełni zrozumiałe – poczucie zniecierpliwienia zarówno stanem polskiej rzeczywistości politycznej i religijnej, jak i stanem debat o niej.
Aleksander Bobko zaoferował czytelnikowi bardzo dobrze napisaną, klarowną i przekonującą ekspozycję oraz interpretację obu tych myślicieli, koncentrując się przy tym na filozoficznym zagadnieniu relacji między myśleniem politycznym i religijnym. Główną rolę w jego perspektywie odgrywa problematyka etyczna, zwłaszcza zagadnienie radykalnego zła, z którym zarówno Kant, jak i Tischner na różne sposoby starali się zmierzyć.
Józef Tischner był pisarzem poszukującym, który traktuje zadanie filozoficzne jako poszukiwanie właśnie, a nie jako sferę dociekań intelektualnych, która gwarantować by miały odnajdywanie definitywnych tez i ostatecznych prawd. Książka Aleksandra Bobko doskonale ilustruje ten aspekt myślenia i pisania Tischnera. Inne walory omawianej książki, zwłaszcza jej klarowność w formułowaniu tez ekspozycyjnych i interpretacyjnych, pozwalają mu efektywnie wskazać zarazem na te cechy pisarstwa Tischnera, które prowokują do zadawania ważkich pytań. Pośród nich najważniejsze dotyczy skuteczności metody fenomenologicznej i hermeneutycznej, jaką posługiwał się Tischner w próbach odpowiedzi na etyczny problem zła.
W odniesieniu do zagadnienia zła, które stoi w centrum uwagi filozoficznej od samego początku, możliwe są zasadniczo dwa sposoby jego rozumienia. Jeden z nich wychodzi od ontologizacji zła, drugi od jego subiektywizacji, lub, lepiej, intersubiektywizacji. Dla zwolenników pierwszej z tych opcji filozoficzno-etycznych zło jest pewnym bytem; nawet w przypadku niektórych filozofów chrześcijańskich, którzy definiowali zło jako niebyt lub brak dobra, tej kategorii etycznej nie da się zrozumieć w abstrakcji od określonych tez ontologicznych czy, jak powiedziałby Quine, od specyficznego zaangażowania ontologicznego. Natomiast dla zwolenników opcji intersubiektywistcznej zło powstaje tam, gdzie pojawia się człowiek; a raczej, pojawia się ono tylko tam, gdzie dochodzi do spotkania człowieka z innym. Że, innymi słowy, to człowiek do spółki z innym człowiekiem jest odpowiedzialny za konstytuowanie się zarówno dobra, jak i zła w ich świecie. Z tej perspektywy być może nawet należałoby powiedzieć, iż zło, na równi z dobrem, jest współkonstytutywne dla społecznego życia człowieka.
Jakkolwiek waga tego problemu jest w filozofii Tischnera w pełni doceniona, to zarazem zarówno na płaszczyźnie diagnozy, jak i na płaszczyźnie ewentualnych intelektualnych środków zaradczych, natykamy się u Tischnera na znaczne deficyty filozoficzne. Sam autor niedwuznacznie sugeruje, że tak właśnie jest. Poszukując odpowiedzi na pytanie o źródła tych deficytów, a raczej bezradności Tischnera wobec problemu zła, wypada chyba, po pierwsze, wskazać na cechy metody filozoficznej, jaką się on posługuje, metody fenomenologicznej, będącej przecież spadkobierczynią skupionej na podmiocie metody transcendentalnej Kanta. Nasuwa się tu więc uwaga, że dodatkowy rozdział, poświęcony pewnym cechom wspólnym Kantowskiej metody transcendentalnej, w której Ja skupia uwagę na sobie samym i własnych przymiotach umożliwiających mu dokonywanie aktów poznawczych, oraz metody fenomenologicznej, w której Ja ogląda i kategoryzuje treści własnej świadomości, stanowiłby nie tylko dodatkowe uzasadnienie teoretyczne dla początkowo dość zaskakującego zestawienia obu tych myślicieli w jednej książce, ale także pozwoliłby czytelnikowi lepiej uzmysłowić sobie przyczyny, dla których obaj myśliciele nie zdołali skutecznie stawić czoła problemowi radykalnego zła.
To, że wszyscy jesteśmy bezradni wobec zła, które dostrzegamy i które czynimy, tj. że nie jesteśmy w stanie nad nim zapanować i go wyrugować – co wzmacniałoby tezę o jego współkonstytutywnej roli w życiu człowieka – jest stwierdzeniem oczywistym. Jednakże wobec filozofa moralności rodzi się oczekiwanie, że przynajmniej wskaże nam przynajmniej szczegółową mechanikę tej naszej porażki wobec zła i że wyznawszy swoją bezsilność, mimo to tak łatwo nie złoży swej intelektualnej broni. Jak wielokrotnie podkreśla autor w swoich analizach późnych pism Kanta, on również okazał się intelektualnie bezsilny wobec problemu zła radykalnego. To, że Kant wyznaje swoją bezradność, jest wielce znaczące. Jednakże od filozofa pracującego nad tym samym problemem dwieście lat po Kancie należałoby oczekiwać bardziej szczegółowej diagnozy źródeł tej porażki, a więc bardziej szczegółowej diagnozy źródeł „Oświęcimia i Kołymy”, którymi to nazwami-symbolami Tischner często się ostensywnie posługuje.
Kwestia druga, która również ilustruje bezradność metody fenomenologicznej wobec problemu zła, ma związek z podejściem Tischnera do tego problemu. Analiza Aleksandra Bobko wskazuje jednoznacznie, że Tischner był zwolennikiem drugiego spośród wyżej wymienionych podejść do problemu zła. Podejście to świadomie unika powiązania problematyki etycznej z ontologiczną; z pewnością Tischner nie obiera łatwej drogi filozoficznej, polegającej na ontologizacji zła i świadomie mu się przeciwstawia. W tej sprawie jednak należy zwrócić uwagę na trzy zagadnienia, które są zarazem pytaniami, jakie chciałoby się skierować do autora.
Pytanie pierwsze ma związek z tym, że jakkolwiek Tischner nie przekracza linii ontologizacyjnej w odniesieniu do zła, to znaleźć można u niego skłonność do tego, co nazwałbym hipostazowaniem zła. Czytamy na przykład, że według Tischnera zło jest „szczególnym fenomenem”, „zjawą” (s. 225-226). „Realność zjawy nie jest realnością bytu, ani realnością braku w bycie. Zjawa jest międzyrzeczywistością, która rodzi się pomiędzy człowiekiem a człowiekiem jako owoc wspólnych struktur dialogicznych” (s. 226). Dalej autor podkreśla, że fenomenologiczne analizy Tischnera owocują uchyleniem „jedynie rąbka tajemnicy”, jakim jest zło, które ostatecznie wydaje się właśnie hipostazą jakiejś tajemniczej, nieuchwytnej, lecz swoiście bytującej, realnej siły.
Po drugie, większość wywodów Tischnera, na co zwrócił uwagę autor, kończy się mało satysfakcjonującym stwierdzeniem o tajemniczości, niezrozumiałości i nieuchwytności zła. Czy refleksja Tischnera, która zaowocowała pod względem filozoficznym tak znikomym owocem – kończy się bowiem, po pierwsze, „prostą odpowiedzią”, polegającą na stwierdzeniu „bezradności myślenia wobec zła (s. 247), i, po drugie, że sama „istota zła jest nieuchwytna” – nie jest świadectwem ograniczeń metody fenomenologicznej w obliczu tego problemu?
Zagadnienie trzecie, poważniejsze, wiąże się z problemem, czy i jak można być chrześcijańskim filozofem moralności, przy jednoczesnym unikaniu podejścia do zła jako określonego bytu lub też – by tak rzec – bytu zanegowanego. Wydaje się, że filozofia chrześcijańska nie może nie uznawać realności zła, które według Pisma znajduje swoje ucieleśnienie w postaci Szatana.
W końcowych partiach książki Aleksandra Bobko znajdujemy przypis (s. 342), w którym autor wzmiankuje, że w obliczu załamania się nowożytnego paradygmatu w myśleniu etycznym, mającym związek z tym, iż Kartezjusz i Kant wprowadzili nas w ślepą uliczkę, pojawiają się głosy, aby zawrócić z tej lepiej uliczki i powrócić do kanonów filozofii klasycznej. Pogląd taki głosi, jak słusznie pisze autor, Alasdair MacIntyre. Z wielkim zadowoleniem należy odnotować, iż autor uważa, iż pogląd ten wymagałby „poważnego namysłu”; z nie mniejszym żalem należy również odnotować, iż autor oświadcza, iż takiego poważnego namysłu w swojej książce nie podejmuje. Temu zadowoleniu i żalowi zarazem towarzyszy również zastanowienie nad tym, że autor deklaruje na wstępie, iż refleksja innego komunitarianina, Charlesa Taylora, nad zagadnieniem ludzkiej podmiotowości będzie miała dla niego dla niego wielkie znaczenie w analizach filozofii Kanta i Tischnera, choć zarazem okazuje się, że rola Charlesa Taylora w tej książce nie jest aż tak znaczna, jak sugerowałaby wstępna autorska deklaracja.
Wzmianka o tym nasuwa się dlatego, że to właśnie Alasdair MacIntyre, który, w przeciwieństwie do większości filozofów akademickich, swoje pisarstwo nasycał w stopniu znacznie większym elementami interwencyjnymi, nawet jeżeli odbywało się to kosztem pełni jego tez ekspozycyjnych i adekwatności jego wysiłku interpretacyjnego, zaoferował najsilniejszą chyba odpowiedź na pytanie, dlaczego Oświecenie, jako projekt filozoficzno-polityczno-moralny, poniosło porażkę.
Oświeceniową filozofię moralności MacIntyre uznaje za przedsięwzięcie niekoherentne, ponieważ odrzuciła ona teleologiczno-esencjalistyczny (arystotelesowski i teistyczny) schemat moralny złożony z trzech elementów: (1) pojęcia człowieka-jakim-on-faktycznie-jest (tj. jednostki ludzkiej o jeszcze nieuformowanej naturze), (2) pojęcia człowieka-jakim-mógłby-się-stać-gdyby-zrealizował-swoją-istotę (tj. postulowanego stanu moralnego) oraz (3) etyki rozumianej jako nauka o właściwych sposobach przejścia ze stanu pierwszego do drugiego.
Schemat ten zakłada koncepcję potencjalności i aktu, koncepcję istoty ludzkiej jako racjonalnej oraz koncepcję ludzkiego τέλος. Antyscholastyczna oświeceniowa filozofia moralności odrzuciła esencjalizm i teleologię, a także, redukując rozum do władzy kalkulacyjnej i nadając mu zdolność oceny prawd wyłącznie faktualnych i matematycznych, odmówiła człowiekowi zdolności pojmowania istoty rzeczy oraz zdolności kierowania przejściem od potencjalności do aktu. Eliminacja pojęcia natury ludzkiej, odrzucenie tradycyjnego pojęcia ludzkiej racjonalności i pojęcia ludzkiego τέλος sprawiło, że schemat ten został zredukowany do pojęcia o nieuformowanej naturze ludzkiej, która wymaga odpowiedniego ukształtowania, oraz do zbioru zasad i wskazań moralnych, których należy przestrzegać; elementy te jednak zostały pozbawione ich pierwotnego kontekstu teleologicznego, wskazującego niezbędność celu przestrzegania zasad moralnych.
Wina za niepowodzenie tego projektu uzasadnienia moralności spada według MacIntyre’a na oświeceniową interpretację stwierdzenia Davida Hume’a o niemożliwości wyprowadzania „powinności” z „faktyczności”; interpretacja ta zanegowała prawomocność związku między wypowiedziami opisowymi i wartościującymi. Filozofowie Oświecenia nie byli również w stanie uzasadnić władzy kontrolowania uczuć przez rozum, oczywistej na gruncie starszych tradycji, rozum bowiem, jak stwierdził Hume, mógł być dla nich jedynie niewolnikiem uczuć, nie zaś ich panem. MacIntyre wskazuje także, że winę za to w równej mierze ponosi Immanuel Kant, który w swojej filozofii położył nacisk na jej formalny aspekt jako bezwzględnego prawa, odcinając jej materialne, tradycyjnie uznawane treści, które wskazywać miały człowiekowi cel jego życiowej podróży.
Ostatnia uwaga ma na celu wskazanie, że pewne wątki, które znalazły się w książce Aleksandra Bobko, zwłaszcza wątek krytyki Oświecenia, mogłyby zyskać znaczne wzmocnienie dzięki sięgnięciu do krytycznej pracy Alasadaira MacIntyre’a, którego skądinąd słusznie docenił. Wiązałoby się to jednakże z koniecznością wprowadzenia do jego książki zupełnie nowej poetyki i innej perspektywy, której znaczenie autor w pełni uznaje, lecz którą, co zrozumiałe, mając na uwadze rozmiary swej książki, świadomie pominął. Można się spodziewać, że kolejna książka Aleksandra Bobko będzie zawierała ów obiecywany poważny namysł nad sugestiami, jakie sformułował Alasdair MacIntyre.
Adam Chmielewski


Recenzja ukazała się w: „Studia Philosophica Wratislaviensia”, vol. II, fasc. 2, 2007.


[1] Aleksander Bobko, Myślenie wobec zła. Polityczny i religijny wymiar myślenia w filozofii Kanta i Tischnera, Instytut Myśli Józefa Tischnera, Kraków-Rzeszów 2007.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Hayek, prawo i polityka

Kościół katolicki wobec nowoczesności

Politics and Recognition. Towards a New Political Aesthetics